Podróżować można pociągiem lub samolotem. W dalekie kraje lub do lasu. A czasami wystarczy zamknąć się we własnym pokoju i odjechać jeszcze dalej…

Jest sobie w Łodzi lokal Spalony Słońcem. Przyjemnie miejsce, nie powiem. Ma ściany umalowane postaciami sennych i wiotkich dziewczyn, którym chłopaki dyskretnie zaglądają pod spódnice oraz dzieciaków, które zuchwale patrzą w słońce. Gdy zobaczyłam te prace pomyślałam o jednym – o pokoju Marysi.

Pamiętam ten dzień. Myślą tą od razu podzieliłam się z Marcinem. Uśmiech na jego twarzy mówił wszystko. Od razu odszukaliśmy autora „spalonych” murali. Tak się zdarzyło, że Jubaal kręcił się po okolicy i tak się składało, że się znaliśmy. Ku naszej radości tak się skończyło, że zapalił się do pomysłu zostawienia swojego śladu w pokoju naszego dziecka. Jak by nie patrzeć, to wyraz zaufania. Jubaalowe dzieło może odcisnąć swój ślad na snach, marzeniach i zabawach Marysi. Może wpłynąć na to, jak będzie patrzeć na obrazy, kolory i kształty świata. Może być tym, co wspominać będzie jako dorosła dziewczyna.

Na realizację pomysłu przyszło nam czekać rok. Wreszcie nadszedł czas przeprowadzki do własnego pokoju. Wtedy zjawił się Jubaal. Z kilkom pomysłami i szkicami. No i Marysia wybrała. Nie całkiem po naszej myśli, ale to jej pokój i jej wybór. Choć nam spodobał się niedźwiedź, Mary wybrała jelonki. Wyglądało na to, że dobrze wie, czego chce. Bardzo nas to zaskoczyło. Jakby tego było mało, z Jubaalem dogadywała się doskonale i chętnie przeszkadzała mu w pracy. Z niecierpliwością wracała z przedszkola, by zobaczyć co zadziało się na jej ścianie i spotkać Jaśka. Może nawet przez moment przestała myśleć o karierze piosenkarki.

No i jest. Zamiast białych ścian, zamiast plakatów hello kitty, zamiast czarnej tablicy. Piękny mural, który pobudza, rozbudza, zaciekawia. Który jest tylko dla niej. Jak senne marzenie i wzdychanie do księżyca. Nie dziecinnie słodki. Nie bajkowo różowy. Jest raczej jak baśnie braci Grimm. Jest też bardzo Jubaalowy. Kreska, kolor, klimat. Nieobecne oczy jelonków i ich majestatyczny wyraz twarzy. Dzieciaki, ich stopy, dłonie i ich własny świat. A wszystko lekko lewituje. Tylko zamknąć oczy i udać się w daleką podróż na grzbiecie królewskiego jelonka…

Jasiek, dzięki!