OFF to już nie tylko wydarzenie muzyczne. To wydarzenie towarzyskie. To impreza rodzinna. To zjawisko społeczne.

Przyznać muszę, że od jakiegoś czasu jeździmy na OFF-a nie koniecznie i nie tylko dla muzyki. Jeździmy żeby tam być. Żeby spotkać  znajomych, którzy również tam przyjeżdżają. I choć mieszkamy wszyscy w jednym mieście, nie często mamy okazję spotkać się w tak dużym gronie. Tam spotykamy się, leżymy na trawie, jemy i pijemy, gadamy o muzyce. I dzieje się to przez 3 dni. Bez pośpiechu. Poznajemy nowych znajomych, poznajemy swoje przyszłe żony i mężów. Oj tak, OFF to miejsce ważnych życiowych wydarzeń. Przy tej okazji pozdrawiamy Blejka i Olę, którzy zaręczyli się na tegorocznym OFF-ie. W rocznicę poznania się — rok temu, oczywiście na OFF-ie.

Nasze dzieci też tutaj są. I jest ich coraz więcej. Wszak starzy festiwalowicze dorastają i przybywają ze swoim „życiowym bagażem”.

Marysia właśnie tutaj po raz pierwszy jeździła na deskorolce. Zdaje się, że też tutaj po raz pierwszy pływała w błocie (to w ubiegłym roku). Przy okazji OFF-a dowiedziała się co to jest festiwal i dlaczego w jednym miejscu tylu ludzi spotyka się, by słuchać czegoś tak głośnego. Szkoła życia, jak w podróży.

Tak, nasze dzieci też tutaj są. I jest ich coraz więcej. Nic dziwnego, starzy festiwalowicze dorastają i przybywają na festiwal ze swoim „życiowym bagażem”. Ludzie pytają, czy to dobre miejsce dla dzieci. Na pewno nie powstało z myślą o nich. To oczywiste. Jednak nie dzieje się tutaj nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby im zagrozić. Przed głośną muzyką chronią ich słuchawki, przed tłumem ramiona rodziców. A najcenniejsze jest to, że mogą uczestniczyć w czymś, co dla ich staruszków ma znaczenie. Zresztą od kilku lat istnieje piaskOFFnica, która powstała tylko z myślą o nich. Jest gestem w stronę rodzinnych tradycji festiwalowych.

A co w tym roku w piaskOFFnicy? Nie wiele się zmieniła. Nadal w bezpiecznym i ustronnym miejscu, które świetnie się sprawdza. Nadal tylko z jedną huśtawką, o którą toczą się boje. To mogłoby się zmienić. Pojawiły się deskorolki, co ucieszyło nasze dziewczyny. Była kopa piachu do turlania się i sypania babek. Było dużo zieleni do grania w piłkę i badmintona. Był plastyczno-książkowy namiot, a tam dużo fajnych materiałów do klejenia, malowania i składania. I dużo dobrych książek. To ulubione miejsce Marysi. Były też podchody, zdaje się nowość w tym roku. Świetny pomysł, bo odbywają się one bez rodziców. Podobnych zabaw powinno być więcej, by móc na chwilę się rozdzielić. By dać starszym szansę na przypomnienie sobie, że przyjechali tutaj na festiwal, słuchać muzyki, krążyć od sceny do sceny. Bo nie ukrywajmy, że jest druga strona medalu…

Z malutkiem u boku trudno skupić się na muzyce, czy towarzyskich spotkaniach. Malutek się męczy, marudzi, nie chce pójść tu albo tam. I trzeba to uszanować. Znajomy przyjechał na festiwal z 5-letnim synem. Spędzili tutaj razem całe trzy dni. Wyglądali uroczo. W piątek wyjątkowo uroczo, w sobotę nieco mniej, a w niedzielę poszli już spać dosyć szybko. Prawda to oczywista, z dzieckiem u boku wszystko wygląda inaczej. Wszystko przeżywamy inaczej. Wszystko ma inny wymiar. Z czegoś rezygnujemy, ale wiele dostajemy w zamian. Zupełnie jak w czasie podróżowania. Marysia zjawiła się na OFF-ie tylko w niedzielę. Czekaliśmy na to spotkanie. Dzięki niej był to zupełnie inny festiwalowy dzień.

100%