Chyba najlepiej będzie na konkretach…
W Istambule mieliśmy wózek i był w 100% przydatny. Marysia miała 1,5 roku, więc nie było innej opcji. Bez problemów poruszaliśmy się po mieście, tłok doskwierał jak wszędzie indziej. Przewożenie wózka tramwajem i promem nie było problemem. Do galerii i większości meczetów także można było wjechać wózkiem.
Norweskie fiordy sprawdziły się bez wózka. Marysia miała 2,5 roku. Dłuższe dystanse pokonywaliśmy samochodem, a krótsze oznaczały las, wędrówki i lekkie wspinaczki. Wózek bezużyteczny, w przeciwieństwie do nosidełka. Sprawdziło się idealnie.
W czasie wędrówki po Portugalii Marysia miała niemal 3 lata. Zabraliśmy wózek, nie braliśmy nosidełka. Planowaliśmy wynająć samochód i wizytować miasta, więc z założenia nosidło odpadło, zaś wózek nie stanowił problemu. Sprawdził się podczas przesiadek na lotniskach, całodniowych wędrówek po Porto i wieczornych wyjść na wybrzeżu. Za to odradzam wózek w Lizbonie.
W Birmie wózek mieliśmy, a jakże. Ale nie za długo – rozpadł się już drugiego dnia w Rangunie. Trochę się tego obawiałam, Marysia miała zaledwie 2 lata. Niepotrzebnie. W Inle królowała łódka i rowery. W Mandalay wynajęliśmy taxi, a do większości świątyń trzeba się było wspinać po wielu schodach, więc nosidło było idealne. W Bagan również królował rower. Wózek by nie przeszedł – zbyt gorąco, zbyt duże odległości, zbyt piaszczyście. A nad morzem było leniwe leżenie i leniwe włóczęgi lub równie leniwe pływanie łódką.
Za to w Bangkoku wózek się sprawdził, głównie ze względu na swobodę nocną. Można wyjść i posiedzieć w knajpie, kiedy malutek chrapie w wózku. Poruszanie się po mieście również nie jest specjalnym problemem, choć nie da się ukryć, że ulice Bangkoku nie są przystosowane dla wózków. Przed świątyniami wózek zostawiamy. Na łodzie na Chao Praya lub w klongach wózek wchodzi. Myślę, że z nosidłem po takim mieście było by zbyt duszno i gorąco. Obawiałabym się też trochę tłoku.
Trochę o samym nosidle: duże, ze stelażem. Jeśli wyjazd w tropikalne klimaty to koniecznie z daszkiem. Zwróćcie uwagę na kieszeń pod siedziskiem. Warto żeby była duża, bardzo się przydaje i zastępuje bagaż podręczny podczas krótkich wyjazdów. Dobrze, aby stelaż był ukryty, a tył nosidła miękki – będzie można wykorzystać nosidło jako legowisko. Zdarzyło nam się nawet transportować śpiącą Marysię w nosidełku.
Podczas podróżowania, kiedy akurat nosidło nie jest wykorzystywane, spinamy je pasami z plecakiem. W taki właśnie sposób odprawiamy je na lotniskach. Stelaż trochę podrapany, ale poza tym wszystko ok.
Używamy nosidła firmy Deuter.
Komentarze