Jak dziś pamiętam ten dzień, kiedy po zrobieniu nurkowego intro, siedzieliśmy z przyjaciółmi gdzieś na wyspie Gili, wymieniając się wrażeniami po zakosztowaniu nurkowej przygody. I wtedy padła ta propozycja „Może popłyniecie z nami na Raja Ampat?”. Raja Ampat??! Tego chyba nie można odmówić!

Raja Ampat. Dosłownie czterej królowie. Nazwa pochodzi z XV wieku, kiedy to wskazani zostali czterej lokalni rajas – królowie, którzy rządzić mieli regionem z czterech głównych wysp archipelagu. Bardzo odległego archipelagu, bo to już Zachodnia Papua, najmniej rozwinięta i najdalej na wschód wysunięta część Indonezji. Nawet znajomi Indonezyjczycy robili „WOW!” słysząc o naszych planach. Wyglądało na to, że kraina ta jawi się wszystkim jako zaginiony raj. Kiedy teraz wspominamy naszą papuańską przygodę dwa obrazki mamy przed oczami: szczęśliwych dorosłych, kiedy zanurzali się pod wodę oraz szczęście dzieci, kiedy patrzyły w horyzont, zaczynając każdy kolejny dzień. Tak, to chyba był raj…

Raja Ampat to niezwykle piękny i dziewiczy archipelag. Też bardzo odległy, bo to już Zachodnia Papua, najdalej na wschód wysunięta część Indonezji.

Raja Ampat to niezwykle piękny i dziewiczy archipelag, który odwiedza się właśnie dla jego dziewiczości. Bo co my tutaj mamy? Kilka dużych wysp i setki malutkich wysepek, z których zamieszkałych jest jakiś promil. Reszta to pokryte równikowym lasem bezludne skarby natury, otoczone przeźroczystą wodą. Zaś w tej wodzie kryją się największe skarby. Ponoć 75% znanych nam gatunków koralowca żyje właśnie tutaj. Znaczy, że podziwiać tu można więcej podwodnego życia, niż gdziekolwiek indziej na świecie. I to była myśl przewodnia naszego wyjazdu – podwodne życie i doskonalenie nurkowych umiejętności. Jednak zanim zanurzyliśmy się w głębinę…

Najpierw musieliśmy dotrzeć do Raja Ampat, a to nie jest proste, nawet mieszkając w Indonezji. Można dopłynąć i to byłby najbardziej naturalny sposób przemieszczania się między wyspami, ale też najbardziej kosztowny czasowo i finansowo. Nawet nie zgłębialiśmy tej opcji. Wybraliśmy łatwiejsze rozwiązanie – samolot. Sorong na krańcach Papui Zachodniej to miasto portowe, mogące pochwalić się również lotniskiem. Obsługuje tylko lokalne loty, głównie z Sulawesi, Jakarty, Surabai i pobliskich wysp. By się tam dostać zazwyczaj potrzebna jest przesiadka. Na przykład w Makasar. Polecamy skorzystać z noclegu w przylotniskowym Ibisie, by bladym świtem złapać samolot i jeszcze tego samego ranka stawić się w porcie w Sorong. To tutaj dopiero zaczyna się przygoda, z chwilą wejścia na pokład liveboarda – pływającego hotelu i stacji nurkowej w jednym, naszego domu na kolejnych 8 dni.

Można dopłynąć i to byłby najbardziej naturalny sposób przemieszczania się między wyspami, ale też najbardziej kosztowny czasowo i finansowo.

Na własne życzenie zamknęliśmy się na ciasnym pokładzie otoczeni tylko oceanem. Z częściowo nieznanymi ludźmi. My i nasze dzieci. Wszyscy skazani na siebie, bez opcji wysiadki, bez Internetu i łączności ze światem. Ciasno, ciągle buja, zimny prysznic, wspólny kibelek, słuchać trzeba kapitana, a pobudki robią o 6.30. I co? I przeżyliśmy!

Życie na łodzi nie musi jawić się bajką, ale jest fantastyczną przygodą i odskocznią od codzienności na lądzie. Małe kajuty nie są problemem, nawet jeśli nie luksusowe. Ważne, aby były przytulne i pozwalały się wyspać. Najważniejsza jest przestrzeń do wspólnego spędzania czasu. Mieliśmy do dyspozycji wyściełany poduchami dach idealny, by leżeć plackiem w ciągu dnia, oglądać filmy nocą lub urządzić sobie noclegownię, jeśli komuś poranna bryza nie straszna. Kanapowy kąt gdzieś pomiędzy pokładami, dla tych co szukają odosobnienia. No i pokładowy plac główny, czyli miejsce posiłków, briefingów i gromadnych spotkań całego towarzystwa. Tutaj życie regulował rytm bujania i nurkowania. Pomiędzy było odsypianie, odpoczywanie, ładowanie baterii i napełnianie butli. Nie było pary na wiele więcej. Chciało się tylko leżeć i patrzeć w wielki błękit. I to było piękne.

Liveboard okazał się fantastycznym placem zabaw, salą gimnastyczną, kinem, czytelnią i najlepszym na świecie miejscem do zabawy w chowanego.

Co na to nasze dzieci? A dokładnie zgraja dzieciaków? Bo zebrała się ich tutaj spora gromadka – cztery fantastyczne dziewczyny. Nie wszystkie się znały, ale przyjaźnie zrodzone na morzu przetrwają nie jeden sztorm. Nawet załoga nie spodziewała się takiej ekipy i sami byli zaskoczeni, że łódź przetrwała. Ba! Okazała się fantastycznym placem zabaw, salą gimnastyczną, kinem, czytelnią i najlepszym na świecie miejscem do zabawy w chowanego. Za hasło „nudzę się” wrzucaliśmy do wody. Kluczowy okazał się zapas książek (dla starszych) oraz wielkie pudło klocków Lego (dla młodszych). Dziewczyny znikały w kajucie na długie godziny, projektując domy i wnętrza. Popołudniami były wycieczki. Po zachodzie słońca było kino. Tutaj bez współpracy nic by nie wyszło. I wzajemnej troski o siebie – wszak wszyscy rodzice znikali pod wodą kilka razy dziennie! Dziewczyny musiały same o siebie zadbać i świetnie sobie radziły, jednocześnie opiekując się najmłodszą z towarzystwa. To była świetna lekcja odpowiedzialności i samodzielności. Potwierdzamy więc, że da się ogarnąć dzieci na ciasnej łodzi. Nawet gromadkę dzieci. Choć fakt, że była ich gromadka był zaletą.

Jest jeszcze jeden plus pływania z dziećmi nienurkującymi – za dzieci zazwyczaj się nie płaci. A to wiele zmienia w tej nie najtańszej imprezie. Ceny zależnie od łodzi wahają się od około 2000 do kilku tysięcy $ za 8-10 dniowy rejs. W cenę wliczonych jest 3-4 nurkowań dziennie, co bardzo urealnia cenę. Warto polować na „last minute”, jeśli ktoś jest elastyczny czasowo. Dodatkowy koszt to transfer do Sorong oraz bilet wstępu do Parku Narodowego Raja Ampat (1 mln IDR od osoby, bilet jest imienny i ważny przez rok). Na pokładzie zaś jest wszystko, czego potrzeba do życia, relaksowania się i nurkowania oczywiście. Głowiliśmy się, co ze sobą zabrać, bo jednak opcji wyskoczenia do sklepu nie będzie. Może przekąski, ulubione płatki śniadaniowe? Absolutnie nic nie było potrzebne.

I tak w rytmie bujania i pływania mijał nam każdy kolejny dzień na pokładzie. Co działo się pod powierzchnią wody to już zupełnie inna opowieść…

ZNAJDŹ NOCLEG NA RAJA AMPAT

Booking.com