Zazwyczaj sypiamy w hostelach niskobudżetowych. Zazwyczaj w dwuosobowym pokoju z dużym łóżkiem, który zdaje się idealny dla ekipy 2+1. W Azji są to najczęściej łóżka pokaźnych rozmiarów, więc można się wyspać, nawet gdy Mary śpi w poprzek. Płatność jak za zwykłą dwójkę, nigdy nie było zastrzeżeń, że jest z nami dziecko.

W tego typu hotelach rzadko można wypożyczyć łóżeczko dla dziecka, ja przynajmniej nigdy nie trafiłam. Często oferują zwykłą dostawkę (np. dodatkowy materac), co jest dobrym rozwiązaniem. Jeśli nawet nie dziecko, ktoś z dorosłych może się wyspać. Nigdy nie czułam potrzeby, by wozić ze sobą turystyczne łóżeczko. Nawet nie przyszło mi to do głowy. Jednak od pewnego czasu coraz częściej wybieramy pokój z łóżkami podwójne + pojedyncze. Dla odrobiny intymności.

Zawsze zabieramy ze sobą higieniczne wkłady do śpiworów i używamy ich jako śpiwory. Nie mają grzać, raczej chronić. Śpimy w nich zawsze, gdy łóżka i ich potencjalni mieszkańcy (czytaj pluskwy itp.) nie wzbudzają zaufania. Takie wkłady są cienkie, lekkie, po zwinięciu wielkości portfela. Używamy tych „oddychających” z syntetycznych materiałów. Są jeszcze bawełniane – nieco większe, grubsze i moim zdaniem jest w nich za ciepło. Idealne byłyby jedwabne. Proponuję skorzystać z okazji i zakupić je podczas zwiedzania azjatyckich tkalni. W wyjazdach niskobudżetowych (poza Europę) te worko-śpiwory są nieodzowne.

Moskitiera również nam towarzyszy, choć jak dotąd wracała do domu nierozpakowana. Doświadczenie pokazuje, że w miejscach gdzie moskitiera jest na prawdę potrzebna, zawsze jest na wyposażeniu pokoju. Niemniej polecam zabrać. Nie jest ciężka, choć mało zgrabna podczas pakowania.

Odkrycie ostatnich wyjazdów to portal Airbnb – czyli wynajem prywatnych mieszkań lub samych pokoi. Ceny nie zawsze niższe niż hotelu, ale warunki zazwyczaj lepsze. Może jeszcze nie w Polsce, ale na świecie serwis jest popularny i znaleźć można miejsce do spania nawet w zaskakujących dziurach. Polecam.