Galle to całkiem spore lankijskie miasto. Dworzec autobusowy, stacja kolejowa, port, fabryka konserw rybnych, bazar. Gorąco, głośno i kolorowo. Nic nadzwyczajnego. Dobre miejsce do obserwacji zwykłego, codziennego życia i lankijskich obyczajów. A no tak, przepraszamy. Jest jeszcze Fort.
Ale Fort to zupełnie inna bajka. Bo Fort to nie Sri Lanka. To historia. Właściwie wycinek historii, tej ze znamieniem kolonialnym. Z wszystkich powyższych jest tutaj tylko gorąco. Ale nie jest ani tłoczno, ani głośno, ani nawet kolorowo. Dominuje biel kolonialnej architektury, błękit morza i nieba, oraz szarość murów obronnych. Azjatycki chaos wyparty został przez europejski porządek urbanistyczny — ulice pod kątem prostym, prostokątne place, drzewa w równym rzędzie, trawa przycięta od linijki. Z miejskich odgłosów słychać najwyżej dzwony kościołów i nawoływania do modlitwy z meczetu. Po uliczkach przemykają eleganckie pary w drodze na wytworną kolację do modnej restauracyjki. Z zapachów wyczuwamy francuskie bagietki, pizzę z pieca lub domowe makarony.
Fort to zupełnie inna bajka. Bo Fort to nie Sri Lanka. To historia. Właściwie wycinek historii, tej ze znamieniem kolonialnym.
Fort wyraźnie odcina się od miasta. Już na dworcu trzeba podjąć decyzję, dokąd pójść — na prawo barwne azjatyckie miasto, na lewo potężne mury, trochę z innego świata. Jest to zresztą największa fortyfikacja w Azji południowo-wschodniej. Mury, które oparły się nawet falom Tsunami. Ich podwaliny wznieśli Portugalczycy, którzy zapędzili się tutaj w 1505 roku, ścigając mauryjskie statki z przyprawami. Mały fort przejęli później Holendrzy, nadając mu ostateczny kształt i zamieniając w nowoczesne miasto. Ostatecznie wprowadzili się tutaj Brytyjczycy, ale portugalski klimat pozostał.
Kolonialne jest w Galle wszystko, od architektury po wyposażenie wnętrz. Obecnie co trzeci budynek w Forcie należny do obcokrajowca. Większość z nich została z największym pietyzmem odrestaurowana. Chętnie zaglądamy do wnętrz tych pięknych domów, a tam ogrody i patia, otwarte przestrzenie, eleganckie meble, wysmakowane dodatki, kolumnady, urocze balkoniki i tarasy. Wszędzie ascetyczna biel i zapach świeżego drewna. Zostało jeszcze kilka domów, które czekają na nowych właścicieli z dużym kredytem, gdyby ktoś był zainteresowany. Większość tych skarbów zamieniła się w butikowe hoteliki, eleganckie kawiarenki, francuskie piekarenki lub szykowne sklepy. Zjecie tu włoskie lody, napijecie się pysznej świeżo palonej kawy, posilicie się kolacją podaną na portugalskiej porcelanie. Oczywiście wszystko za odpowiednią cenę, kilkukrotnie wyższą niż za murami Fortu.
Mimo to lubimy odwiedzać Galle. Mamy tu kilka „swoich” miejsc — mała buddyjska świątynia tuż przy murach Fortu, biały meczet nieopodal, kolekcjonerski sklep z plakatami, stara poczta. Lubimy wsłuchiwać się w modlitwy z meczetu o 18.00 i przyglądać się tłumom lankijczyków, którzy przyszli odetchnąć od hałaśliwego miasta. Kąpią swoje dzieci w morzu, tańczą na murach (a tańczyć bardzo lubią), grają w krykieta (to też bardzo lubią), jeżdżą na rowerach, romansują pod parasolami. A my siadamy, kupujemy pączki z chilli w budzie przy koszarach i przyglądamy się temu radosnemu życiu. Potem wpadamy na pyszną kolację. Przyjemnie byłoby jeszcze powłóczyć się po wąskich uliczkach nocną porą, ale ostatnie autobusy na naszą dziką plażę odjeżdżają po 21.00…
p.s. Mimo wszystko nie zapomnijcie o Galle poza murami Fortu — zerknijcie na stary dworzec kolejowy, przespacerujcie się promenadą, odwiedźcie bazar warzywny, zerknijcie na port i podejrzyjcie rybaków na rybnym rynku przy miejskiej plaży.
Komentarze