Marysia sama wywęszyła, że dzieje się tutaj coś ciekawego. Niby tylko miejska galeria w centrum Kuala Lumpur , w której zobaczyć można miniaturę miasta, wystawę historycznych fotografii i kupić pamiątki. Tak właściwie to weszliśmy tutaj, by zrobić siku. Tymczasem gdzieś w drodze do toalety znaleźliśmy salę pełną barwnych obrazów, przywodzących na myśl Gauguina. Między nimi, w upaćkanym farbami fartuchu i pędzlem w ręku, krzątała się uśmiechnięta kobieta.

Czasami warto oddać dziecku prowadzenie wycieczki. Ta dziecięca ciekawość otwiera wiele drzwi, do których my nie podchodzimy, bo nie wypada albo nie wolno.

To Arbaayah Zain. Malajka, która po spełnieniu rodzicielskiego obowiązku postanowiła oddać się pasji lat młodości. Zaczęła malować, czerpiąc inspiracje z tradycji i kultury Malezji. W miejskiej galerii otwarła swoją tymczasową pracownię, w której próbowała sprzedać obrazy i zachęcić do malarstwa najmłodszych. Marysię zachęciła bez pytania i mrugania okiem. Widok farb, upaćkanych palet i brudnych pędzli sprawił, że zapomniała o siku. Abby szybko rozpoznała w czym rzecz. Przyniosła kilka obrazków. Były inne niż dotychczasowe rysunki Marysi. Żadne tam kartki z bloku i świecowe kredki. To były prawdziwe obrazki, na płótnie, naciągniętym na deski, malowane olejną farbą. Całe szczęście czasu miałyśmy dużo…

Marysia wybrała dla siebie obrazek z kwiecistym konturem. Zakasała rękawy i przystąpiła do dzieła. Dawno nie widziałam takiego skupienia na jej twarzy. Nawet Abby nie chciała jej przeszkadzać. Nie przeszkadzali jej nawet japońscy turyści, którzy ustawiali się w kolejce, by przykucnąć obok i zrobić sobie zdjęcia z małą białą malarką. Nawet ich nie zauważała. Wtedy istniało tylko płótno i farby. Dzisiaj obrazek wisi obok jej łóżka.

Czasami warto zaglądać w kąty, po których nie spodziewamy się niczego ciekawego. Czasami też warto oddać dziecku prowadzenie wycieczki i zaufać jego instynktowi. Ta urocza dziecięca ciekawość otwiera wiele drzwi, do których my nie podchodzimy, bo chyba nie wypada, albo nie wolno, a może nie powinniśmy. Dlatego my staruchy nigdy nie odkrylibyśmy „cudownego ogrodu”. Nic też mi nie podpowiadało, że w Kuala Lumpur City Gallery, przy uroczym placu Merdeka, mogą dziać się ciekawe rzeczy.