Isle of Skye porywa i pochłania. Nie wiem skąd ta nazwa, ale niebo dominuje tutaj nad wszystkim, nawet kiedy zawisają pod nim ciężkie chmury. Po przekroczeniu mostu wpadasz w niebiańską czasoprzestrzeń i tylko wieczorna wizyta w pubie przypomina ci, że jednak jesteś na ziemi.

Tak trochę przypadkiem wpadliśmy do tego nieba. Pojawiła się perspektywa kilku wolnych dni, więc zaczęliśmy myśleć dokąd by pojechać. Stało się tak, że ostateczną decyzję oddaliśmy w ręce… tanich biletów lotniczych (tak, dokładnie tych, które tak tanio kocham. No i trafił się Edynburg .

Po przekroczeniu mostu wpadasz w niebiańską czasoprzestrzeń i tylko wizyta w pubie przypomina ci, że jednak jesteś na ziemi.

Podobny krótki czerwcowy wypad zorganizowaliśmy w ubiegłym roku na norweskie fiordy i ciągle go wspominamy. Nawet Marysia często zapytuje ni z tego ni z owego, kiedy tam wrócimy. Nie wiedzieć dlaczego wizyta w Norwegii pozostawiła trwały ślad w naszych głowach, jest naszym kojącym wspomnieniem na ciężkie chwile. A kojące wspomnienia trzeba kolekcjonować w liczbie jak największej, dlatego wycieczkę do Szkocji postanowiliśmy zaplanować wg. podobnego scenariusza. Motywy przewodnie – spokój, cisza, zieleń i dużo przestrzeni. Ulubiona pozycja – leżąca, wpatrująca się w niebo i wąchająca kwiatki. Aktywności – łażenie po wzgórzach, zbieranie muszli, przedrzeźnianie krów i wspinanie się na zrujnowane zamki.

Jako cel wybraliśmy Highlands. Jest tam wiele cudownych miejsc, ale cztery dni poruszania się naszym rytmem to za mało. Postanowiliśmy skupić się na jednej wyspie, która podobno jest Szkocją w pigułce. Nie widzieliśmy całej Szkocji, więc nie potwierdzamy ani nie zaprzeczamy. Przyznajemy jednak, że jest tu wszystko, co człowiekowi przychodzi do głowy gdy zaczyna myśleć o Szkocji, nawet jeśli bazuje na scenach z Bravehearta, Nieśmiertelnego, albo nawet Trainspottingu. Mamy więc księżycowe krajobrazy – rozległe brązowe pustkowia, niemal pozbawione roślinności, wzgórza o wierzchołakach jak szczyty wulkanów i żwirowiska. Mamy soczystą zieleń – tym razem rozległe zielone pustkowia, soczysta trawa, znowu łagodne wzgórza, obsiane gdzieniegdzie ruinami zamków. Mamy też wodę zlewającą się z niebem – morze, fale rozbijające się o skały, koralowe plaże, jeziora i fantastyczne loch’y wlewające się w głąb lądu. Pośród tego wszystkiego pasą się owce, krowy i bawoły. A wszystko to zmienia się jak w kalejdoskopie. Wystarczą dwa zakręty, by z księżyca przenieść się na zielone pastwisko.

Zresztą co tu gadać, najwięcej powiedzą obrazy. Czy to nie piękne miejsca? Idealne by osiąść na starość.

p.s. Chyba ostatnio popadam w jakieś dziwne egzaltowanie, ale czytam swoje różne posty i widzę, że wszędzie gdzie ostatnio byliśmy było taaaak pięknie. Musicie wybaczyć, ale tak było.