Żeby nie było, że na Utili jest tylko woda z koralową zawartością. Tak naprawdę jest tam co robić przez dobrych kilka dni. Być może nie wszystkie atrakcje nadają się dla 3-latków, no ale staruszkom też się coś należy.
Przynajmniej na jeden dzień warto wynająć quada i objechać wyspę, pojeździć ścieżkami w dżungli, podjechać pod Pumpkin Hill i wspiąć się na górę. Na quadzie mieści się cała rodzina – rodzice plus jedno dziecko to na pewno, ale miejscowi spokojnie mieszczą 5-osobowe składy. Poza miasteczkiem droga bywa ciężka, można sobie obić tyłek. Naprawdę, do krwi (mój przypadek). To jednak nie przeszkodziło Marysi zasnąć podczas jazdy.
Na co dzień wystarczy wspomagać się rowerem. Niestety na całej wyspie nie znaleźliśmy fotelika dla dziecka, zostało więc wożenie Marysi w nosidełku, co jest dosyć uciążliwe.
Jeszcze jedną rzecz warto zrobić. Wybrać się kajakiem na plażę Black Rock po drugiej stronie wyspy. Podobno świetna miejscówka do snorklowania. Można się tam dostać tylko na dwa sposoby: kajakiem – przeprawiając się przez lagunę, lub łodzią – opływając wyspę morzem. Kajak jest oczywiście większym wyzwaniem i daje większy fun. Ponadto prowadzi bardzo fajną wodną drogą. Niestety, dotknęła nas ta dziwna zasada, że im więcej czasu się ma, tym mniej. Może więc następnym razem.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą można zrobić w okolicy. Wymaga to podróży na ląd, do La Ceiby. Miasto jest otoczone fantastycznymi parkami przyrody, znajduje się tam szczyt Pico Bonito. Treckingi to oczywistość, ale podobno można tam przeżyć jedne z najlepszych raftingów ever. Mieszkając na wyspie, na ten wypad trzeba przeznaczyć 2 dni. Bez malutka.
A wracając na wyspę, z dzieckiem warto wybrać się do Iguana Station. Mają tam sporą kolekcję gadów, Marysia z radością budziła je z letargu. Do tego kilka pajęczaków, hodowlane myszki i gadająca papuga. Atrakcje podobnego typu były także pod naszymi drzwiami – trawnik w mnóstwem dziur, które zamieszkiwały małe krabiki. Zbyt szybkie, by je złapać, ale lubiliśmy popołudniem liczyć, ile z nich odważyło się wyjść ze swojej norki. Iguany także czasami wychodziły w dżungli i stawały przy drodze.
Wieczorem czeka mnóstwo knajp, jednak życie nocne jest tu sporadyczne. Większość miejscówek wymiera o 22.00 – 23.00. Ludzie przyjeżdżają tu zrobić certyfikaty nurkowe (podobno najtańsze na świecie), a to oznacza wczesne pobudki bez kaca. Oprócz młodych nurków, żyje tu mnóstwo emerytowanych marynarzy. Prowadzą knajpy, smażą ryby, grają w bilard i podrywają lokalne piękności. Ci są zdecydowanie bardziej rozrywkowi, jednak… wcześnie zaczynają, więc też wcześnie kończą. Wszystko to ma swoje dobre strony – można naprawdę odpocząć.
Komentarze