Świętowanie po balijsku
Ubiegły tydzień był na Bali wyjątkowy, nastał bowiem nowy 1939 rok. Było wielkie świętowanie, choć jakże inne od naszego Sylewstra. Bo na Bali święto to nie jedna impreza, to nie dwudniowy cykl, to nawet nie wielki tydzień. Święto na Bali to ciąg powiązanych wydarzeń, następujących po sobie ceremonii, trwających nawet kilka tygodni.
Z okazji Sylwestra były i fajerwerki, ale przy tym, co działo się dookoła, sztuczne ognie to nudne widowisko. Tego dnia światem rządzą złe duchy i koszmarne demony. Monstrualne Ogoh-ogoh przemierzają ulice w demonicznych paradach. W tym roku mogliśmy zobaczyć świętowanie od kuchni – odwiedziliśmy naszą znajomą Made, jej dom i przyłączyliśmy się do parady jej banjaru (lokalnej społeczności z danego obszaru). W Kerobokan co roku odbywa się nie tylko parada, ale festiwal Ogoh-ogoh. Wszystkie okoliczne banjary stają w szranki i walczą o tytuł najbardziej demonicznego potwora. Jeśli w tym czasie będziecie w okolicy, polecamy odwiedzić to miasto.
Bo złe duchy, to na Bali poważna sprawa.
Przed wyjściem na ulicę trzeba jeszcze odprawić ceremonie w domowej świątyni. Tradycyjnie są dary, kadzidła, modlitwy, skraplanie kokosową wodą, oklejanie czoła ryżem. Należy także odstraszyć złe duchy – Made wychodzi przed próg z wielkim garem i wali w niego bez opamiętania. Podobne hałasy, zapachy i modlitwy dobiegają z sąsiednich domów. Zapada zmrok i cały banjar zaczyna gromadzić się wokół miejsca, w którym przez ostatnie miesiące budowali swojego Ogoh-ogoh. Ta praca jednoczyła męską część społeczności i pochłaniała miliony rupii. Bo złe duchy, to na Bali poważna sprawa.
Zaczyna się robić tłoczno. Ustawiamy się w tradycyjnym szyku – najpierw pięknie przebrane dziewczyny z pochodniami. Dalej chłopcy, którzy nieść będą własnego małego demona. Za nimi wielki Ogoh-ogoh, ustawiony na bambusowej platformie, niesionej przez kilkudziesięciu mężczyzn. Wokół krząta się ekipa kierująca przemarszem oraz podnosząca liny wysokiego napięcia, które mogłyby skrócić demona o głowę. Następnie orkiestra. Gamelan gra cały czas, głośno i hałaśliwie. Na końcu zaś mieszkańcy banjaru, wszyscy, którzy mają siłę, by uczestniczyć w wielogodzinnym festiwalu. Wielu wróci do domów dopiero w środku nocy. Ruszyliśmy. Z bocznych uliczek wyłaniają się parady kolejnych banjarów, równie barwne i hałaśliwe. Wszyscy łączą się w jednym pochodzie. Na skrzyżowaniach parada zwalnia. W takim miejscu każdy Ogoh-ogoh zaczyna chwiać się i okręcać, by zmylić zwabione hałasem demony. Muzyka gamelanów wzmaga się, a dziewczyny zaczynają swoje tańce. I ruszamy dalej. Celem jest centralny punkt miasteczka, gdzie każdy banjar oficjalnie prezentuje swego Ogoh-ogoh. Ale droga do tego punktu jest długa. Zbliża się północ, ulice wypełniły się czekającymi na swoją kolej. Wszyscy rozsiedli się na krawężnikach, zdjęli maski, pot, zmęczenie i senność pojawiły się na twarzach. Ale to moment wyczekiwany od miesięcy, nikt się nie poddaje chwili słabości. My nie wytrzymujemy do końca i opuszczamy zaprzyjaźniony banjar. Made już dawno poszła spać. Na ulicach zostali najwytrwalsi. Po festiwalu Ogoh-ogoh wróci do swego banjaru, ale nie zostanie spalony, jak robiono to kiedyś. Przez najbliższe tygodnie będzie dumnie prężył się przy ulicy.
Po tej pełnej wrażeń nocy nastał dzień Nyepi. Ale zaraz, zaraz! By rozpocząć Neypi nie wystarczy przegnać demony. Trzeba jeszcze oczyścić siebie, swe hinduistyczne bóstwa oraz cały wszechświat ze zła, jakie nagromadziło się przez miniony rok. W tym celu na 5 dni przed nowym rokiem Balijczycy zmierzają do oceanu lub górskich źródeł, by dokonać symbolicznego oczyszczenia. Podczas Melasti procesje ubranych na biało Balijczyków zalewają plaże. Modlitwy, kadzidła, błogosławieństwa, symboliczna kąpiel i dopiero teraz jest się przygotowanym do Nyepi.
Dzień ciszy. My po Sylwestrze również odpoczywamy, ale w wydaniu balijskim to coś zupełnie innego. Bali zamiera. Bali udaje, że nie istnieje. Rozjuszone ubiegłej nocy demony należy zmusić do opuszczenia wyspy. Jeśli uwierzą, że nikt tu nie meszka odejdą, a my będziemy cieszyć się kolejnym udanym rokiem. Tego dnia obowiązuje zakaz hałasowania i używania światła. Nie wolno pracować, ani oddawać się rozrywkom. Nie działa lotnisko, ani porty. Nie działa radio, ani telewizja. Nikt nie może opuścić domu, ani hotelu. Po ulicach kręcą się tylko psy i Pecalang, społeczna policja. Upominają tych, którzy mogli się zapomnieć. Zapukali też do nas, gdy włączyliśmy światło, robiąc kolację. Bo zł duchy to na Bali poważna sprawa. Już to pisaliśmy?
Nastał więc Nowy 1939 Rok. Można rozpocząć przygotowania do kolejnych świąt. Bo przecież już w kolejnym tygodniu Galungan, chyba najważniejsze balijskie święto. Jak się domyślacie, przygotowania do niego rozpoczęły się jeszcze przed Nyepi, a świętowanie potrwa wiele kolejnych dni. Galungan to czas, kiedy duchy przodków schodzą na ziemię, by odwiedzić swoje dawne domy. Spędzą tu czas aż do Kuninganu, zamykającego świąteczny cykl. Wówczas na ziemię zejdą bogowie, którzy zabiorą duchy przodków z powrotem w zaświaty. Na czas świętowania wyspa zamieni się w cudowną krainę, wystrojoną zjawiskowymi penjarami, strojnymi bambusowymi tyczkami, ustawionymi przy każdym domu. Znowu będzie wiele kwiatów, darów, kadzideł.
Niestety my w tym czasie będziemy poza Bali. Ale nic straconego, kolejny Galungan już za pół roku. I tak właśnie toczy się życie na Bali…
Komentarze