Uciekasz w tropiki przed zimą, ale zaczynasz tęsknić za śniegiem. Marzysz, by poczuć mróz na policzkach, zanurzyć się w białym puchu, przypiąć snowboard i oddać się szaleństwu. I co wtedy? Wszystko da się zrobić.

Jeśli ktoś chciałby posmakować białego szaleństwa w Azji to jak najbardziej można to zrobić. Powiem więcej – można się całkiem rozsmakować. Powiem jeszcze więcej — Alpy wymiękają. Bo czy spada tam średnio 30 cm śniegu dziennie? Przez cały sezon? 16 metrów w sezonie? Jeśli kochacie prawdziwy freeride, w kopach świeżego śniegu, na odludnych stokach, w zalesionym terenie, jedźcie do Japonii. Jeśli kochacie trasy wyratrakowane do godziny 16.00 również tam jedźcie. Japonię sprawdziliśmy dwa razy i za każdym razem robiła powalające wrażenie.

 

Po pierwsze sprzęt

Można wypożyczyć na miejscu. Można zabrać własny. Zawsze wybieramy opcję drugą. Tym razem deska została podrzucona znajomym, którzy kupili bilet lotniczy z promocyjną opcją przewozu sprzętu sportowego. Buty oraz ubrania zabraliśmy ze sobą. Dokładnie tak, od kilku miesięcy leżą w naszej tajskiej chatce wielkie snowboardowe buty i ubrania, jakich wielu naszych sąsiadów w życiu swoim jeszcze nie widziało. W upalne dni zerkaliśmy na nie, jak na przybyszów z obcej planety. Nie jeden idiotyczny pomysł wpadł nam też do głowy… A gdyby tak wybrać się w nich na spacer po Khao San? Z deską pod pachą pytać o drogę do najbliższego wyciągu?

Po drugie podróż

Wsiadasz w samolot z Bangkoku. Najtaniej wychodzi z przesadką w Kuala Lumpur . Lądujesz w Tokyo. Robisz wycieczkę Shinkansenem do Nagano. To jakieś 230 km i zaledwie 1,5 godziny jazdy. Stąd bierzesz lokalny pociąg do wybranego śnieżnego ośrodka. Z ostatniej wyprawy możemy polecić Myokokogen. Sprzed kilku lat Nozawa Onsen. Teraz wystarczy już tylko oddać się białemu szaleństwu.

Po trzecie jazda

Trasy? Śnieg cudo. Pod tym względem warunki nieporównywalne to żadnej miejscówki osiągalnej w Europie. Góry niższe, ale ogromna różnorodność tras. Wiele tras dla początkujących — długich, szerokich i płaskich. Dużo tras czerwonych oraz czarnych. No i freeridy jak marzenie. Można się zakopać ze szczęścia. Czy drogo? Zdziwicie się, ale taniej niż w Alpach. Od skipasów, przez jedzenie na stoku po kwatery. Rzecz tylko w tym, że trzeba się tu dostać.

Po trzecie Japonia

Śnieg śniegiem, ale jesteśmy w Japonii. Warto zatrzymać się na kilka dni w Tokio, przespać się w hotelu kapsułowym, odwiedzić rybny rynek o świcie, no i oczywiście oddać się kulinarnej rozpuście. Bo uwierzcie, sushi nigdzie nie smakuje tak, jak tutaj.

Niestety nie wszyscy wybraliśmy się na tę wycieczkę. To był bardziej męski niż rodzinny wyjazd. Ale następnym razem, ani ja ani Mary, nie odpuścimy Japonii!