Jakiś mroczno-melancholijny dzień dzisiaj. Na dworze szarość, w około cisza, do tego Zaduszki. Od dłuższego czasu żyjemy przeprowadzką do Azji, jednak dziś zamiast się pakować naszło mnie na wzdychanie i wspominanie…

Rok temu siedzieliśmy o tej porze w Porto. Prawdopodobnie zajadaliśmy się smażonymi sardynkami i upijaliśmy się vinho verde. Pogoda była deszczowa, ale deszcz bardzo pasował do jesiennej Portugalii. Dodawał jej charakterku. Porto pokazało swój mroczny, brudny, portowy pazur. Patrząc w zburzony ocean zdawało się, że zaraz zobaczymy powracające okręty zdobywców Ameryki. Mówiłam, że melancholijny klimat mam dzisiaj.

Prawdopodobnie zajadaliśmy się smażonymi sardynkami i upijaliśmy się vinho verde. Pogoda była deszczowa, ale deszcz bardzo pasował do jesiennej Portugalii.

Jesienna przejażdżka po Portugalii była świetnym pomysłem. Mieszkaliśmy w niemal pustych hotelach, jeździliśmy pustymi autostradami, zwiedzaliśmy opustoszałe uliczki starych miast i kręciliśmy się po pustych plażach, poszukując samotnych surferów. Zupełnie, jakbyśmy byli ostatnimi zbłąkanymi turystami, którzy nie zdążyli wyjechać przed końcem lata.

Nasza trasa wiodła od Porto, poprzez Aveiro, które zauroczyło nas tak bardzo, że zostaliśmy na dłużej. Stamtąd wyskoczyliśmy zobaczyć studencką Coimbrę, starą stolicę. Tam dopiero były pustki, echo odbijało się od wąskich uliczek, po studentach zostały tylko graffiti i kłódki na drzwiach. Niesamowite wrażenie. Dalej była Lizbona. Piękne miasto i musimy tam jeszcze wrócić, tylko kiedy? Z Lizbony ruszyliśmy na południowe wybrzeże. Niby na chwilę, ale fale oceanu nas pochłonęły. W Sagres zostaliśmy już do końca, choć nic tam nie ma i nic się nie dzieje.

Oprócz chłodnej i wietrznej pogody, melancholijnej aury i pustki, było jeszcze jedno. Jedzenie. Jedzenie, które nas zaskoczyło i powaliło. Ryby, ryby, ryby, ryby… Suszony dorsz na tysiąc sposobów, grillowane sardynki, owoce morza. Zupa caldo verde. Słone babeczki faszerowane mięsem. Kasztany, oliwki i sery. A na deser pastel de nata.

W melancholijnym nastroju myślę sobie, że mieszkając w Azji będzie mi brakować tych mglistych, chłodnych i deszczowych dni. Ale tylko czasami.