O gruzińskiej gościnności krążą legendy. Zapewniam, że wszystkie prawdziwe. W gruzińskim domu będzie nam cieplutko jak u babci, a na stół wjadą specjały jak na imieninach cioci.
W Gruzji są hotele i hostele różnych barw i kategorii. Jeśli nie mamy wygórowanych oczekiwań co do liczby gwiazdek, nigdzie nie powinno być problemu ze znalezieniem noclegu. Tańsze hotele to często stare domy rodzinne, przystosowane do przyjmowania gości. Spaliśmy w takim w Tbilisi – miły dziadek na recepcji, a pokoje jak u babci. Jednak sypiając w hotelach pozbawiamy się możliwości doświadczania owej legendarnej gruzińskiej gościnności. A to duża strata.
Pisząc o gościnności nie sposób nie wspomnieć o gruzińskiej kuchni. I gruzińskim winie, oczywiście.
Wchodząc do gruzińskiego domu zbliżamy się do gruzińskiego życia. Śpimy w sypialniach gospodarzy. Czasami dosłownie – synka przegoniono na kanapę, by nam łóżko udostępnić. Możemy zajrzeć do kuchni, a to prawdziwe królestwo. Oprócz pieców, garów i kramu gospodyni, na stole mały telewizorek i rosyjskie seriale. Możemy pójść za dom i zaprzyjaźnić się z domowym inwentarzem. Dla mieszczuchów jak my, to nie lada atrakcja. Że nie wspomnę o dzieciakach. Marysia czuła się tam wyśmienicie. Gospodarze uwielbiali się z nią bawić, chętnie oprowadzali i podkarmiali. Oddawali stare zabawki swoich dzieci. Nosili na rękach. Przedstawiali zwierzaki. To był wyjątkowy plac zabaw. Tacy gospodarze zadbają i upewnią się, czy nam dobrze, załatwią przewodnika, pomogą z transportem. Pełen serwis na lokalnym poziomie. Jak znaleźć podobny dom – polecam taksówkarzy, lokalny rynek, okolice dworca lub przystanku. Zazwyczaj jednak nocleg sam nas znajduje. Już oni potrafią rozpoznać turystę w potrzebie.
Pisząc o gościnności nie sposób nie wspomnieć o gruzińskiej kuchni. I gruzińskim winie, oczywiście. Nie jest to kuchnia lekka, ale wyborna. Podstawą codziennej diety jest chaczapuri – funkcjonuje niemal jako chleb i podawane jest o każdej porze. To duży placek przypominający grubą pizzę z serowym nadzieniem. Oprócz wersji podstawowej są odmiany z dodatkami jajka, mięsa, czy warzyw. Dalej nasze ulubione danie, czyli chinkali. To wielkie pyszne pierogi. W wersji oryginalnej z nadzieniem mięsnym oraz zupą. Należy takiego wziąć do ręki, delikatnie nagryźć i wypić znajdującą się w środku zupę, potem zjeść resztę. Uwaga, nie nacinać nożem gdyż pyszna zupa wypłynie, a to byłaby wielka szkoda dla chinkala. Są także kebaby i sporo baraniny. Jeśli będziecie w pobliżu rzeki na pewno będą ryby. Na każdym bazarze znajdziecie mnóstwo świeżych warzyw i na szczęście goszczą one również na stole. Ogórki, pomidory i dużo zieleniny, w tym naszej ukochanej kolendry. Trafiliśmy raz na pyszną kolendrową zupę. Jeszcze jeden wyborny dodatek – bakłażany z grilla w orzechowym sosie. Może ktoś wie, jak brzmi lokalna nazwa tego specjału?
A co do popicia? Gruzińskie wino*. Ostrzegają, by nie pić win pędzonych w domach, ani nie kupować w sklepikach wina lanego do plastiku. Jest nie tylko mało smaczne, ale może być niebezpieczne. Nasze doświadczenie to potwierdza. Należy kupować wina butelkowane z banderolą. Niestety nasze testy nie były na tyle wnikliwe, by móc cokolwiek rekomendować. Po prostu pytajcie i bierzcie co polecają.
I tym sposobem, korzystając z gruzińskiej gościnności i nie chcąc urazić naszych gospodarzy brakiem apetytu, wróciliśmy z nadbagażem w biodrach i lekko wydętymi brzuchami. Ale nikt nie żałuje.
* Nie dotyczy dzieci.
2 comments
Właśnie kończy nasz pobyt na Kaukazie. Sporo się naczytałam o gruzińskiej gościnności na waszym blogu i innych tez . I z przykrością piszę, ze Gruzja już zaprzedala dusze turystyce. Na pewno są jeszcze jakieś miejsca niezepsute, ale nasze wrażenie jest – nigdy więcej . Na każdym kroku ktoś próbuje nam wcisnąć swoje odpłatne usługi. Na kilka dni uciekliśmy do Armenii i tam odetchnęliśmy – to jest to o czym słyszeliśmy! Tam w koncu ludzie byli zainteresowani nami, nie naszymi pieniędzmi. Spotkaliśmy masę dobrych ludzi, gościnnych i otwartych. Panujące tam zawirowanie polityczne zmusiło nas do opuszcenia państwa , wczoraj protestujący ludzie zablokowali wszystkie drogi krajowe. Gdyby nie to, to zostalibyśmy tam do ostatniego dnia na Kaukazie 🙂 wiec jeśli będziecie szukać nowej destynacji i ustabilizuje się tam politycznie , to z całego serca polecam !!:)
Oj brzmi to rzeczywiście fatalnie i mało zachęcająco. Tak bardzo, że aż trudno uwierzyć. Można by teraz snuć teorie, czy to ta brzydka turystyka tak zepsuła Gruzinów, czy ich zachłanność wyszła z ukrycia, gdy się $ pojawił, czy ta cudowna gościnność to był tylko środek do przyciągnięcia turystów, bo wtedy więcej $$$… Obłędne koło. Jak zwykle prawda leży gdzieś pośrodku. Najlepiej by było, gdyby się okazało, że zwyczajnie źle trafialiście ;). Ale sama w to nie wierzę… Ale w naszej historii nie było przekłamań, tam poważnie było nam dobrze. Rok temu zjawiliśmy się raz jeszcze, ale już tylko w góry pojeździć na nartach, trochę więc inna historia. Zaskoczyły nas tylko wygórowane ceny noclegów, ale tak już maksymalnie, wręcz nienaturalnie. Kto miał 4 kąty, ten ciągnął z nich ile się dało.
No a Armenia ciągle przed nami… :). Tylko kiedy się tam wybrać, teraz to nam już zupełnie nie po drodze.
Dzięki za podzielenie się wrażeniami!