Wróciliśmy, a kiedy wracamy znaczy, że z miłości. Że mamy jakąś słabość. Przyznać trzeba, że zdarza nam się to coraz częściej. Już dwa lata temu po raz pierwszy tłumaczyliśmy się, dlaczego wracamy do miejsc, w których byliśmy. Ba, w których zimowaliśmy, a więc nie byliśmy przejazdem, mieliśmy czas, by się nasycić i móc pojechać dalej. Ale przecież ochota na słodkie nigdy nie przechodzi. Więc tłumaczyć się nie będziemy. Powiemy po prostu, dlaczego znowu jesteśmy na Bali.

Dlatego przede wszystkim, że na Bali jest pięknie. Wiemy, brzmi infantylnie, wręcz niepoważnie. Ale tak właśnie jest. Czy nigdy nie mieliście słabości do czegoś, co jest piękne? A jest to to piękno, które lubimy najbardziej – natura, która rozkwita i powala za każdym zakrętem, uderza bujnością, kolorami, tworzy spektakl o każdej porze dnia. I choć ludzie mocno się starają, nie udaje im się jej przysłonić swoimi wynalazkami. Jeszcze nie. Choć zdaje się, że turyści zadeptali wyspę, wystarczy zejść z głównego traktu, by przecierać oczy ze zdumienia. Tu spotka się głównie Balijczyków ze swoimi świątyniami, kadzidłami, duchami i ceremoniami. Ich barwna kultura i niezwykłe zwyczaje podkreślają nierozerwalny związek człowieka z naturą. Oni wiedzą, że tutejsze wulkany, góry i ryżowe pola nie dadzą się ujarzmić. Dbają o to oni sami i ich duchy. Dla tego piękna tu przybyliśmy.

Zamieszkaliśmy w domu jeszcze bardziej niż kiedyś otwartym na to, co na Bali najlepsze. W domu, który nie wiadomo gdzie się kończy, a gdzie zaczyna, który nie ma granic dla nas ani innych stworzeń żyjących dookoła – żab, nietoperzy, gekonów, jaszczurek. Doliczyliśmy się także trzech kotów, które każdej nocy robią obchód kuchni. Psy jak na razie zatrzymują się przed bramą. Wśród zieleni jemy, pracujemy, uczymy się, czytamy książki i oglądamy filmy. Nasze biuro nie ma ścian ani drzwi. Szkolna ławka bywa bez dachu. Kuchnia nie potrzebuje wentylatora. Nasza muzyka roznosi się po całej okolicy, zaś do nas docierają śpiewy żab, ptaków i dźwięki gamelanów. Dla tego balijskiego domu tu przybyliśmy.

A kiedy nie mamy planów na wieczór, wystarczy wsiąść na motor, by po kilku minutach znaleźć się na pięknej plaży lub wśród cudownych pól ryżowych. I cieszyć się jak dziecko. Tutaj uśmiech na twarzy pojawia się jakoś wyjątkowo łatwo. I dla tych momentów tu przybyliśmy.

Staraliśmy się nie powtarzać ubiegłorocznych błędów. Pamiętając nasze traumatyczne początki romansu z Bali, tym razem przyjechaliśmy znacznie później, przeczekując monsun kilka równoleżników wyżej. Pierwsze zmoknięcie w tym sezonie zaliczyliśmy dopiero po tygodniu i nawet z zakupem peleryn zbytnio się nie spieszyliśmy. Zamieszkaliśmy zaś na popularnym południu wyspy. Koniec z odludnymi północnymi rubieżami. Ale bez obaw, okazuje się bowiem, że nawet w hipsterskim Canggu znaleźć można odpowiednie dla siebie miejsce, z dala od zatłoczonych traktów. Co my tu będziemy porabiać przez kilka miesięcy? Bez obaw! Choć wyspa maleńka, nadal jest tu wiele do zobaczenia. Ciągle czekają na nas wulkany i góry. I ciągle czekają na nas okoliczne wyspy, sąsiednie i bardziej oddalone. A każda inna i równie piękna. Borneo, Celebes, Timor, Flores, Komodo. Jest tu po co wracać jeszcze dziesiątki razy. I dla tych nieodkrytych przez nas miejsc tu przybyliśmy.

Znajdź dla siebie dom w Indonezji…



Booking.com