Mieliśmy wiele rozterek związanych z tym miejscem. Przede wszystkim cały Bangkok o nim gadał, a dzieciaki licytowały się, kto był i ile razy. Ludzie kręcili nosem, że bilety drogie, a za każdą atrakcję i tak trzeba dodatkowo płacić. Mimo wydania kroci trzeba jeszcze odstać swoje w kolejkach. No i ten wypadek sprzed kilku dni – odpadł wagonik diabelskiego młynu??!

A tak naprawdę to martwiliśmy się, czy Marysia nie wystraszy się wielkich ryczących dinozaurów. Żebyśmy przypadkiem z krzykiem nie musieli wracać do domu. Kiedy jednak oznajmiła, że nie będzie płakać i dinozaurów nie zamierza się bać, dyskusje się zakończyły. Po wybraniu odpowiedniej pory — wieczorem, kiedy robi się chłodniej, oraz odpowiedniego dnia -— gdy wszyscy są w pracy i nikomu nie chce się jeździć z dziećmi do centrum, ruszyliśmy do Dinosaur Planet.

Samo centrum Bangkoku, przy Sukhumvit Rd, pomiędzy najdroższymi centrami handlowymi. Za grube chińskie miliony zbudowano tu Planetę Dinozaurów. Z kolejki BTS’u widać łeb Brachiozaura, na stację spadł kontener, z którego co chwila dochodzą odgłosy dzikiego zwierza, a siedząc w pobliskim parku słychać porykiwanie Tyranozaurów. Tej planety nie da się uniknąć. Stanęłyśmy więc potulnie w kolejce do kasy. I co znalazłyśmy w środku?
Tam zaś koczowały stada dinozaurów, niektóre podchodziły do wagonika, przyklejały nos do szyby, próbowały nas przestraszyć.
Jest kilka alejek z dinozaurami. Zwierzaki są duże, ruszają się, machają ogonami, otwierają paszcze i głośno ryczą. Można je dotykać, głaskać, nawet wieszać się na ogonie! Nikt nie goni z tego powodu. Niektóre są nawet sympatyczne. Żadne nie wzbudziło przerażenia Marysi.
Jest jaskinia — miejsce pracy paleontologów. Niczym w Parku Jurajskim. Rozrzucone mapy, notatki, skamieliny. Można podejść do biurka i poprzeglądać stos papierów. Nadal nikt nie goni.

Jest małe muzeum ze szkieletami dinozaurów. Niestety tego dnia było niedostępne.

Jest Dino Eye, czyli wielki diabelski młyn. Choć za tę przyjemność trzeba dodatkowo płacić, przejażdżka może być ciekawym doświadczeniem. Wygląda na to, że zjeżdżające wagoniki zanurzają się w zielonym parku, w którym są porozrzucane jaja i wykluwają się małe dinozaury. Podpatrzyłyśmy. Nie była nam dana przejażdżka, bo kilka dni wcześniej miał miejsce wypadek. Podobno spadł jeden z wagoników. Czyżby dinozaury zaatakowały?

Jedną z głównych atrakcji parku jest wielkie show o wyginięciu dinozaurów. Brzmi może dramatycznie, ale jest to całkiem ciekawy interaktywny spektakl. Nie zdradzimy szczegółów na wypadek, gdyby ktoś postanowił się wybrać. W każdym razie jest wybuch wulkanu, trzaskają ognie, leje się lawa, trzęsie się ziemia (czyli ławki), zapadają ciemności i krew mrozi się z żyłach :). Ale dla rozluźnienia napięcia, na końcu dinozaury pozują do zdjęć, przybijają piątkę i zaprzyjaźniają się z dzieciakami. Spektakle odbywają się o stałych godzinach i tutaj zazwyczaj trzeba ustawić się kolejce.

Jest jeszcze jedna ciekawostka związana z wulkanem i wyginięciem dinozaurów. I tutaj już nie obyło się bez łez. Rozrywka dla odważnych — 4D Deep World. Po odstaniu swego w kolejce wpuszczono nas do wilgotnej i ciemnej nory. Dostaliśmy kaski, śmierdziało stęchlizną, a woda kapała na głowy. Strażnicy poprowadzili nas do windy — trzęsącego się ciasnego wagonika, który miał zwieźć nas na dno wulkanu. Tam zaś koczowały stada dinozaurów, niektóre podchodziły do wagonika, przyklejały nos do szyby, próbowały nas przestraszyć. I prawie się udało! Gdy nagle… wulkan zaczął się uaktywniać. Wagonik zatrząsł się jeszcze bardziej, dinozaury wpadły w panikę, operator na powierzchni zaczął nawoływać do ewakuacji. Niektórym trudno było zachować zimną krew. Żeby nie było — wagonik nie ruszył się z miejsca. Tylko nie mówcie tego Marysi ;).

Sukhumvit 22 The Emsphere
Khlong Tan, Khlong Toei
Przy stacji BTS Prom Phong
Wstęp 600 BTH dorośli, 400 BTH dzieci

Po tych przygodach na ostatnią atrakcję Marysia nie miała już ochoty. A mogło być ciekawie. Grupa paleontologów (czytaj uczestników zabawy) zaszła za skórę Raptorowi, który uciekł z klatki i urządził sobie polowanie na swoich prześladowców. Ci zaś zamknięci w kilku kontenerach… nie wiem jaki finał miała ta historia. Jeśli ktoś doświadczy Raptor X-treme niech da znać.

 Jest oczywiście dużo jedzenia, miejsce do zabawy, dinozaurowy sklepik (którego nie da się ominąć w drodze do wyjścia), są konsole do tworzenia własnych modeli dinozaurów.  Jest co robić, nawet kiedy znudzi się gonienie za dzikim zwierzem.

Drogo? Owszem, ale żadne z podobnych rozrywek dla dzieci nie są w Bangkoku tanie. Tłumy? Ludzie byli, ale nikt się nawet nie przepychał. Proponuję pójść na 3 godziny przed zamknięciem — ciemność gwarantuje dodatkowe efekty, a ludzi z każdą minutą ubywa. Generalnie warto, zwłaszcza patrząc na miny najmłodszych. Nawet, jeśli są zapłakane, będą wspominać 🙂

Bawcie się dobrze!