Czy istnieje rowerowy Bangkok? Czy w tym mieście da radę jeździć na rowerze? Czy ktokolwiek kiedykolwiek widział w Bangkoku ścieżkę dla rowerów? A ci kierowcy, mający w nosie pieszych — czy można liczyć, że nie zaparkują nam na tylnym kole?

To fakt. Bangkok nie jest przyjazny rowerzystom. Jazda ulicą jest mało przyjemna i to nie z powodu dziur w asfalcie. Chodzi o natężenie ruchu. Sznurek samochodów, dużych samochodów, szerokich samochodów. Dziesiątki rozklekotanych autobusów. Setki motorów, próbujących przechytrzyć innych uczestników ruchu. Do tego tuk-tuki, ryksze, jeżdżące budy z jedzeniem i inne azjatyckie wynalazki. Rzadko się zdarza, że pojazdy te pędzą. Zazwyczaj stoją w gigantycznym korku i suną ociężale. Szybciej niż potrącenie, grozi nam zatrucie spalinami. Zaś jazda chodnikiem praktycznie nie wchodzi w grę. Chodniki w Azji nie służą nawet pieszym. Bo chodnik to przede wszystkim restauracja. Czasem bywa bazarem, może być punktem usługowym, ewentualnie parkingiem. Jednym słowem, na chodniku nie ma miejsca dla rowerów. A nawet jak się znajdzie, to dziury, schody i krawężniki skutecznie odstraszają.

Dwójka białych. Dwójka białych na rowerach. Dwójka białych na rowerach z małym dzieckiem. Jak tu się nie dziwić.

To fakt. W Bangkoku generalnie nie ma ścieżek rowerowych. Ale uwaga, są rowery miejskie! Można je wynająć w starej, turystycznej części miasta. W związku z tym pojawiło się w tej okolicy kilka ścieżek rowerowych. Jednak w Bangkoku wyglądają one trochę… nienaturalnie. Widząc je pomyślałam, że to jakaś pomyłka albo heppening. Chcąc ominąć najbardziej ruchliwe ulice, można próbować sił na mniejszych, osiedlowych drogach. Jednak nigdy nie ma gwarancji, gdzie dojedziemy. A zazwyczaj nie da się tym sposobem dojechać prosto do celu. Prawdę mówiąc, z Bangkoku nie ma za bardzo dokąd pojechać, żeby zaznać rowerowego relaksu, w ciszy, wśród zieleni. Można to robić w większych parkach jak Lumpinii, ale jeździć w kółko? Trzeba wyjechać za miasto. Zapakować się do samochodu i zrobić solidną wycieczkę.

To fakt. Nie ma w Bangkoku wielu rowerzystów. Jest to zdecydowanie kraj motorów. Niemniej rowerzystów jest coraz więcej. Jeszcze tylko psy nie przywykły do ich widoku. Na widok przejeżdżającego roweru stają na równe łapy i gapią się zdezorientowane. Gonić, gryźć, złapać za nogę? Na wszelki wypadek biegną obok i ujadają. Nagniatacze, którzy przejechali na rowerach kawał Azji, opowiadali nam o różnicach w zachowaniu psów w rożnych krajach. W takim Wietnamie, gdzie cały naród pedałuje, psy nie zwracają na rowery najmniejszej uwagi. Obserwując tych, którzy zmagają się z miejskim ruchem w Bangkoku, odkryliśmy nieco zapomniane rowery — składaki. Zapałaliśmy do nich namiętnością wielką. Czyż nie są idealne do miasta? Powiem więcej, one są idealne do samolotu! A więc idealne dla podróżującej rodziny. Decyzja o zakupie zapadła w 5 minut. Większy problem był ze znalezieniem fotelika dla Marysi. Dzieci wozi się tutaj na małych siedzonkach między kierownicą i rowerzystą, starsze dzieci siadają na bagażniku lub na ramie. Nie widuje się na ulicy fotelików z prawdziwego zdarzenia, a więc w sklepach też trudno je znaleźć. Ale jak czegoś nie ma w sklepach, znajdzie się na Chatuchaku. Wyboru raczej nie było, wzięliśmy co dawali. Na granicy wagi Marysi, ale odwiedziliśmy tajski warsztacik, dorobiliśmy kilka wzmocnień i gotowe. Fakt najważniejszy. Po Bangkoku da się jeździć rowerem. Nawet z dzieckiem w foteliku. Na ulicach zdecydowanie nie jest cicho, pachnąco, ani relaksująco. Z Mary za plecami często bywa wręcz stresująco. Ale jaki to jest fun! Można się poczuć, jak w grze video.

Nie da się ukryć, że na ulicach wzbudzaliśmy sensację. Zwłaszcza na naszej ośce. Dwójka białych. Dwójka białych na rowerach. Dwójka białych na rowerach z małym dzieckiem. Jak tu się nie dziwić. Zaskoczenie mieszało się z podziwem. Mijani rowerzyści machali do nas z zadowoleniem i przybijali piątkę. Chętnie pomagali. Często asekurowali, np. blokowali drogę samochodom, bym mogła z Marysią spokojnie przejechać wąskim odcinkiem. Zdarzył się kiedyś i taki, który prawie odwiózł mnie do domu, wstrzymując ruch na jednym pasie drogi. Będąc w Bangkoku wsiadajcie na rowery. To najlepszy sposób na poznawanie miasta. p.s. A nasze rowery złożyliśmy i spakowaliśmy do samolotu. I nadaliśmy, jak zwyczajny bagaż.